Natalie
obudziła się o 6:12 cokolwiek rozkojarzona. Zorientowała się nagle, że kołdra
na łóżku jest bardzo skotłowana, a części garderoby walają się po całym pokoju,
nie wyłączywszy lampy. Obok niej leżał Edward Patel, rozebrany i tylko trochę
od pasa w dół przykryty kołdrą. Jeszcze spał, w ręku trzymał puszkę po piwie
„Besserwisser Orginal Pils”.
Dziwne,
pomyślała. Przecież nie pamiętała, żeby wczoraj wieczorem pił piwo. Właściwie,
po namyśle, to nie dałaby sobie ręki uciąć za jakąkolwiek wersję zdarzeń wczorajszej
nocy. Ale… czyżby coś zaszło między nimi, czego teraz nie pamiętała? Chyba nie,
bo w końcu ona sama nie była rozebrana. I wolała się nie zastanawiać, co jest w
tej puszce, jeżeli nie piwo.
Patrzyła
jeszcze przez dłuższą chwilę z rozczuleniem na idealnie wyrzeźbioną klatkę
Edwarda. Chciałaby w tym momencie przytulić się do niego i znowu zasnąć… Ale
przecież dopiero co wstała. Poszła przeto do łazienki wziąć prysznic. Stała tam
chyba ze czterdzieści minut, śpiewając. Potem wyszła z kabiny na chodnik leżący
na podłodze i starannie wytarła się dużym, grubym ręcznikiem. Zrobiła lekki
makijaż, a potem nałożyła nowe rajstopy, które kupiła dwa tygodnie temu i jeszcze
nie miała okazji ich ubrać. Były jedwabne, w kolorze ekrii (czy jak to się tam
pisze). Po zewnętrznych bokach miały siatkę, a z przodu haftowane były w węże.
Do tego nadziała jasnozieloną dżinsową spódnicę, śliwkowy top, i poszła się
pokazać Edwardowi.
- Niezłe śpioszki – powiedział z
akrobatą.
Siedział już
na łóżku, kompletnie ubrany. Miał na sobie czerwone spodnie i fioletową bluzkę,
a na kolanach trzymał granatową czapkę z daszkiem. Natalie założyła jeszcze
jasnozielone bolerko i zaczęła przepakowywać torebkę.
- Natalie – powiedział Edward – masz piękny głos. Czy kiedy to wszystko
się skończy, chciałabyś śpiewać w moim zespole?
- Masz zespół? – Natalie ucieszyła się. – Na czym grasz?
- Na sticku – rzekł Patel. – To taki jakby bas, ale ma więcej strun.
Akurat potrzebujemy dobrego głosu, bo wokalista nam się rozpił, a będziemy
nagrywać płytę, więc pomyślałem sobie, czy ty byś nie zechciała…
- Ależ oczywiście!! – Natalie rzuciła mu się na szyję. – I będę śpiewać?
Będziemy jeździć po całym kraju z koncertami?
- Będziemy, i to nie z plebejku, tylko na żywca. Może nawet za granicę
pojedziemy, jak wytwórnia pozwoli – Edward powoli wyswobadzał się z jej objęć.
– Ale najpierw musimy przetrwać niebezpieczeństwo. Zaraz się skontaktuję się z
moim bractwem, to się dowiemy, co dalej.
- Dobra – powiedziała Natalie – to ja pójdę kupić coś do jedzenia.
Udała
się więc do supermarketu, położonego kilka przecznic od hotelu. Kupiła zgrzewkę
wody, zupki chińskie, kilka puszek fasolki konserwowej, chipsy o smaku zielonej
cebulki, myzli, dużą colę, jogurty, i jeszcze batona wiśniowego, którego od
razu zjadła.
Wracała do
hotelu i szła ulicą, myśląc o Edwardzie. Po poboczu chodziła kura i spokojnie
grzebała w ziemi. Natalie, nie zwracając uwagi, chciała przejść obok. Wtedy
kura podniosła głowę i spojrzała na nią. W jej wzroku było tyle kompletnej,
zimnej wrogości, diabolicznego sadyzmu i niewyobrażalnego wprost okrucieństwa,
że Natalie momentalnie się cofła. Musiała iść do hotelu dłuższą drogą i
zatoczyła szeroką paralaksę, przez co wróciła ze sporym opóźnieniem.
Z Edwardem zjedli
śniadanie, spakowali się, a potem wsiedli do auta i pojechali dalej na wschód.
Patel porozumiał się już z bractwem i czekał na odpowiedź. Postanowili, że na
razie najlepiej kierować się na Nowy Jork. Tam jest wiele możliwości, żeby wtopić
się w tłum. Poza tym Natalie zawsze chciała zobaczyć Manhattan. Już się
cieszyła na zakupy w markowych sklepach.
Po
przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów Natalie kazała Edwardowi zaparkować
auto na poboczu. Zjechał na bok, stanął na jałowym biegu. Kiedy tylko zdjął
ręce z kierownicy, rzuciła się na niego i namiętnie wpiła w jego usta. Całowali
się tak dobrych kilka minut, aż w końcu zabrakło jej tchu. Czuła się, jakby na
ten moment otworzył się przed nią jakiś inny wymiar.
- I jak? – zapytała roztrzęsiona.
- Myślę, że całkiem nieźle – odpowiedział niepewnie Edward, spoglądając
jej w oczy. – Jedźmy już i poszukajmy jakiegoś baru, a to głodny jestem.
Na
obiad zatrzymali się w Bloomsburgu i najedli się do syta w tamtejszym Taco
Bell, a potem pojechali szukać stacji benzynowej. Znaleźli ją dopiero po kilku
zakrętach. Edward poszedł zatankować i uzupełnić ciśnienie w oponach. Jednak pojawił
się jakiś problem. Przyszedł pracownik i udawał, że wszystko jest w porządku.
Edward zaczął się z nim wykłócać i wyglądało na to, że dyskusja się trochę
przeciągnie. Natalie postanowiła się przejść.
Skręciła
za róg i szła jakiś czas wzdłuż pojedynczych domów z ogródkami. Nagle coś
złapało ją za kostkę. Spojrzała w dół i zobaczyła brązowo-fioletową mackę, z
dużymi, wydatnymi przyssawkami, która owinęła się jej wokół nogi. Krzyknęła
przestraszona, ale nikt nie przybiegł na pomoc, ulica była całkiem pusta.
Walnęła mackę
torebką. Glizdowate „coś” jakby na moment się zachwiało, ale zaraz potem
pociągnęło jeszcze mocniej. Natalie upadła na chodnik, krzyknęła, gdy stłukła
kolano. Macka jednak była nieubłagana. Zaczęła ciągnąć ją w kierunku jakiegoś
magazynu.
Natalie
próbowała się czepiać krawężnika, ale na próżno. Bezgłowa bestia ciągła ją do
drzwi. W samym magazynie było ciemno, tylko nieliczne promienie światła wpadały
przez małe okienka pod sufitem. Macka wychodziła z dziury w ścianie.
Przeciągnęła
zielonooką na środek pomieszczenia. Natalie leżała na plecach i próbowała
stawiać opór. Ze zgrozą zobaczyła, że druga macka, granatowa w zielone pręgi,
dołącza do tej pierwszej. Skrzywiła się z obrzydzenia, kiedy oślizła
potworność przejechała po jej ciele. Tentakiel złapał ją za drugą kostkę i
szarpnął, usiłując rozszerzyć jej nogi. Natalie chciała się uwolnić, zaczęła
bić i drapać mackę. Wtedy z dziury w ścianie wysunęła się jeszcze jedna,
ociekająca zielonkawym śluzem, i skrępowała jej ręce. Natalie prężyła się,
starając się wyswobodzić, ale na próżno. Macki rozciągały jej nogi, probówała
trzymać ściśnięte chociaż kolana. Potwór był silniejszy. Zaraz pojawiła się
kolejna macka, znacznie grubsza od poprzednich i pokryta szorstkimi guzami, i
zaczęła pełznąć powoli, aczkolwiek nieubłaganie, pomiędzy nogi Natalie…
…I w tym
momencie do magazynu wpadł Edward. Szybko się zorientował, co się dzieje, i na
jego obliczu zagościł wyraz przerażenia… ale tylko na sekundę.
- Hogi grahananga!!! – zawołał, a macki z niepokojem zafalowały.
Zaczął biegać
po całym pomieszczeniu, zwinnie unikając odnóży potwora. Sypał po mackach
żółtym proszkiem i walił je łopatą, wykrzykując jakieś formuły, których Natalie
nie rozumiała. Energetycznym ciosem odrąbał mackę, która pchała się między nogi
dziewczyny. Kolejna z oślizłych kończyn wysunęła się w jego kierunku, ale
poraził ją promieniem białego światła, które wyleciało z jego ręki. Gdy macka
upadła na podłogę, posypał ją proszkiem i potraktował z łopaty. Wkrótce potwór
miał już dość i wymęczony schował się do dziury w ścianie.
Edward wziął
półprzytomną Natalie na ręce. Rajstopy w węże były kompletnie podarte. Zaniósł
ją do samochodu, posadził na fotelu psażera, a potem wytarł łopatę o trawnik,
schował do bagażnika i usiadł obok Natalie. Doszła już nieco do siebie, choć
nadal wykręcało jej żądołek na obie strony.
- Co to było? – zapytała w lekkim szoku.
Edward
Patel wzruszył ramionami.
- O ile się orientuję, był to potwór Aposmyron.
- Ale skąd on tu się wziął? – spytała Natalie zszokowana.
- Pierun wi - odparł Edward zamyślony. – Może z Yuggoth. A może z
Minnesoty.
- Paanie, z północy toto przyłazi – wtrącił się pracownik stacji. –
Vermont, New Hampshire – tam pełno jest
tego cholerstwa.
- Pytał ktoś pana o zdanie? – Edward zmarszczył brwi. Zakręcił szybę i
pochylił się troskliwie nad Natalie.
- Czy ten Aposmyron to sługa Czarnego Hrabiego? – spytała.
- Nie sądzę – Edward wyglądał, jakby sam nie był pewien. – Na świecie
jest znacznie więcej niebezpieczeństw, o których zwykli ludzie, czy
„standardy”, jak to niektórzy w naszym środowisku mówią, nie mają pojęcia. Ty,
jako obdarzona mocą, ściągasz ich uwagę. Wampiry takie jak Czarny Hrabia to
tylko jedna z wielu możliwości. Aposmyron pewnie mieszka pod rzeką i żywi się
nieostrożnymi podróżnikami. Po dzisiejszym powinien mieć dość na jakiś czas.
- Edwardzie – powiedziała Natalie. – Chcę o tym zapomnieć. Pocałuj mnie
jeszcze raz tak jak wtedy, proszę.
Potem
range rover odjechał ze stacji i ruszył dalej na wschód, ku granicy stanu, jak
najdalej od niebezpieczeństwa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz