wtorek, 25 grudnia 2012

Odcinek 22 – Urodziny

Niniejsza notka jest dedykowana Wanilii z ocenialni Gaol. Bójta się!


      Natalie obudziła się, wykonała poranne czynności, ubrała legginsy na długi rękaw i zeszła na śniadanie. Kiedy jadła colesława, przyszedł Kalju. Machnął do niej ręką i usiadł po przeciwnej stronie stołu. Ostatnio uczył się podstawowych zwrotów w języku węgierskim.
- Voltál már Szegeden? Byłeś w Szegedzie? – powtarzał. – Co za język, zupełnie niepodobny do naszego.
       Nagle wpadł Nick, wymachując świeżą gazetą.
- Widzieliście? – rzucił w ich stronę. – „Bring on the Big Magma” i nagrania koncertowe z Garmisch-Partenkirchen zostały wpisane na czarną listę Bundesprüfstelle für jugendgefährdende Medien!
- No, no – Laar pokiwał głowa z uznaniem. – „Ich tu dir weh”… Jesteśmy w dobrym towarzystwie.
       Yoxall spojrzał na niego niepewnie.
- A gdzie Ed? – zapytał.
- Jeszcze się nie obudził – odrzekł perkusista. – Widziałem go wieczorem, wyglądał na zmęczonego.
- No tak – Nick przeniósł wzrok na Natalie. – Bardzo się przejmuje tym całym zadaniem. No wiesz, ochroną ciebie i tak dalej.
- Naprawdę? – Natalie uśmiechnęła się. – Mówi coś o mnie?
- Głównie się zamartwia, czy da radę powstrzymać niebezpieczeństwa, które ci grożą – powiedział gitarzysta. – Zawsze poważnie traktował swoje obowiązki. Na pewno zapomniał, że dziś są jego urodziny.
     Natalie zasymulowała wybuch kaszlu, tłumiąc okrzyk radości, który zrodził się w niej wskutek uświadomienia sobie szansy, jaka właśnie powstała.
- On przecież zawsze zapomina o urodzinach – rzucił Kalju.
- Tak, ale w tym roku wydaje się szczególnie zaabsorbowany – Yoxall pokręcił głową. – Założę się, że będzie nieźle zaskoczony, kiedy zrobimy po południu małe party.
- A prezent jakiś mamy? – zapytała Natalie.
- Oczywiście – uśmiechnął się Nick. – Skoro Edward nie pamięta, ktoś musi pamiętać za niego…
Na razie postanowili niczego Patelowi nie mówić. Nick i Kalju poszli do garażu wymienić tłumnik (sic!), a Natalie została na kuchni sama.
Marzyła o tym, żeby w grudniu, kiedy przypadną jej urodziny, Patel też podarował jej coś wyjątkowego. Mogłaby to być egzotyczna wycieczka na jakąś rajską wyspę… Oczami wyobraźni już widziała, jak w pełnym słońcu leży, obejmując Edwarda, na złocistej plaży, na przykład na Wyspach Szprocich.
Kiedy Edward wstał, wziął poranny prysznic. Potem wrzucił kanapkę z kurczakiem, wypił mocnego rooibosa i obwieścił kolegom, że na razie trzeba się wstrzymać z koncertami i wziąć za pracę studyjną.
- No i dobrze – powiedział Kalju. – Zanim się uporamy z nagraniami, BPjM o nas zapomni, a może nawet zdejmie z indeksu.
Nick wykonał parę telefonów do klubów, w których były zaklepane koncerty, żeby zapowiedzieć, że Krankschaft nie przyjedzie. Szybko znalazł się zastępca – występująca akurat w Bawarii grupa thrashmetalowa Rezun Explosion, imydżem stylizująca się na bestialskich i zezwierzęconych ukraińskich nacjonalistów.
Potem wszyscy poszli do piwnicy ćwiczyć stare kawałki i pracować nad nowymi. Dla rozgrzewki zagrali „They’re Red Hot” Roberta Johnsona. Trochę sobie pojamowali, rozwijając swobodnie jeden z najnowszych pomysłów. Edward grał na sticku z wykorzystaniem efektu „kaczki”, a gitara Nicka brzmiała tak, jakby była podłączona nie do wzmacniacza, a do starego, zardzewiałego motocykla. Później wzięli się do pracy nad stadionowym hymnem „Raise Your Head (Like a Giraffe)”, w którym Natalie brzmiała jak Kate Bush na kwasie.
- Orkiestra by tu pasowała – zauważył Yoxall. Edward, Kalju i Natalie podchwycili ten pomysł. Otworzyli internety, spędzili jakiś czas na poszukiwaniu odpowiedniej orkiestry. Po przeanalizowaniu stanu finansów zespołu, doszli do wniosku, że stać ich akurat na współpracę z orkiestrą Ochotniczej Straży Pożarnej w Mykanowie (Polska).
       Postanowili się rozerwać. Wyszli na przydomowe boisko i grali w siatkówkę plażową. Natalie grała oczywiście w jednej drużynie z Edwardem i cały czas wygrywali. Potem Kalju zaprotestował, że to niesprawiedliwe i siły powinny być wyrównane. Wobec tego sam grał po jednej stronie z Patelem, a Natalie z Nickiem. Specjalnie nie włożyła bluzki do legginsów, żeby przy serwowaniu podlatywała do góry, i ustawiła się tak, żeby Edward wszystko widział. Nie dał się jednak zbić z tropu i obie strony szły łeb w łeb, aż w końcu ogłoszono koniec meczu z powodu obustronnego zmęczenia.
Na obiad była zupa jarzynowa zrobiona przez Edwarda, a po obiedzie wszyscy zajęli się rozrywką. Natalie oglądała na DVD „Doktora Housego”. Edward czytał książkę Tima Osborne’a „Srebrny dzwoneczek”. Nick Yoxall siedział z gitarą i komponował muzykę do horroru „Powrót Owcokluchy”, a Kalju, wpierniczając budyń waniliowy, grał na Playstation w grę o kafelku z wanny, usiłującym się przedostać do fabryki mebli w Swarzędzu.
Około siedemnastej Edward skończył książkę i przyszedł do salonu, żeby wziąć coś nowego, na przykład „Faceta z Beauty Falls” Petera Janeesa. Z wielkim zaskoczeniem zauważył, że wszyscy wstali na jego widok.
Zaraz potem Natalie rzuciła się mu na szyję i długo obsypywała go pocałunkami.
 - Zostaw go już, my też chcemy! – zawołał Kalju. – Dziesięć tysięcy lat, byku!
 - Ano faktycznie – Patel pokiwał głowa. – Przecież dziś moje urodziny…
         Laarowi wreszcie udało się odczepić Natalie, potężnie klepnął Edwarda w plecy. Nick też podszedł do jubilata i zrobili niedźwiadka.
  - Nie mów, że macie jakiś prezent – powiedział w końcu Edward.
  - A jak! – zawołał Kalju i wyciągnął zza kanapy wielki, czarny sitar ze złotymi progami i inkrustowanym rezonatorem.
  - Zawsze chciałem mieć sitar – stwierdził Patel, z niedowierzaniem przesuwając dłońmi po indyjskim instrumencie. – A to co? Autograf?
 - Załatwiłem dla ciebie autograf Zakira Hussaina – powiedział Laar z dumą.
 - Ale przecież Zakir Hussain gra na tabli, nie na sitarze… - Edward był zdezorientowany. – Zresztą nieważne, dzięki.
        Zaczął grać, wprowadzając w pomieszczeniu orientalny nastrój. Prawie zapachniało curry, ale musiał przerwać, bo Yoxall też miał dla niego prezent. Było to eleganckie wydanie dzieł zebranych Marka Twaina, z rozkładanym portretem autora i nieocenzurowanym „Huckiem Finnem”. Co prawda Nickowi nie udało się załatwić autografu, ale Edward i tak był zadowolony.
     To jeszcze nie był koniec urodzinowych atrakcji, bo gitarzysta wkrótce przyniósł tort – czterowarstwowy, z ciasta biszkoptowego nasączonego alkoholem, z kremem kakaowo-makowym na podkładce z powideł, istny nuk kaloryczny. Usiedli więc wszyscy razem na kanapie. Zjedli torta, wypili koniaka i obejrzeli filma na podstawie najnowszego literackiego hitu o Tudorach.
       Wieczorem, gdy wszyscy się rozeszli do swoich zajęć, Natalie wzięła prysznic i poszła na balkon. Patrzyła na góry omiatane zachodzącym słońcem. Nagle zdała sobie sprawę, że ona sama żadnego prezentu Edwardowi nie podarowała. Postanowiła z nim porozmawiać. Założyła liliowy szlafrok i poszła do pokoju Edwarda.
       Patel siedział w wygodnym fotelu i przeglądał spisy treści w nowych książkach. Sitar stał oparty o ścianę tuż obok sticku.
- Hej, Edwardzie – powiedziała Natalie.
            Spojrzał na nią.
- Właśnie sobie przypomniałam – wyartykułowała nieśmiało – że nie masz ode mnie żadnego prezentu…
- Ależ nie trzeba – Patel uśmiechnął się ciepło. Na ten widok Natalie poczuła motyle w brzuchu.
- No jak nie trzeba, przecież tyle dla mnie zrobiłeś…
- Nie wypada, abym od ciebie żądał prezentów – powiedział Edward. Wstał z fotela i podszedł do Natalie, a motyle w jej brzuchu zmieniły się w nosorożce.
- Więc chciałam powiedzieć, że – stwierdziła Natalie.
         Przełknęła ślinę, bo patrzył na nią tak badawczo i jednocześnie z wielką sympatią.
- Ja zapomniałam o twoich urodzinach, a raczej nie wiedziałam… – wymrątała wreszcie.
- Nic nie szkodzi, sam zapomniałem.
- Nie masz ode mnie żadnego prezentu… no ale… masz mnie – spojrzała na niego z błyskiem w oku.
XXX
Tym, z czym Edward popatrzył na nią, było lekkie zdziwienie, jakby nie miał pewności, do czego ona zmierza. Natalie postanowiła więc postawić go przed faktem dokonanym. Zanim zdążył zrobić cokolwiek, błyskawicznie pozbyła się szlafroku, po czym spojrzała na niego i uznała, że postawienie okazało się skuteczne.
Ale to było za mało, Patel w dalszym ciągu wyglądał na zszokowanego. Podeszła więc do niego i oburącz, wykorzystując zaskoczenie, poprowadziła za nadgarstki i obaliła go na łóżko. Potem siadła na niego z impetem, napierając swoim centrum zmysłowości na jego okolicę lędźwiową, i zassała się w jego usta. Ręcznie rozerwała koszulę, któryś z guzików się uksył, ale w tym momencie to nie miało znaczenia. Przywarła do jego szerokiej piersi, czując w sobie ogień, którym żarzyć się zaczęła od kontaktu z jego ciałem. Całowała Edwarda tak długo i namiętnie, że prawie czuła, jak zaczyna się rozpuszczać. On z pewną taką niezgrabnością objął jej plecy i przyciągnął ku sobie.
Kiedy Natalie w końcu wstała, Edward podniósł się i siedział na łóżku. Niewiele myśląc, podeszła i zaczęła z rozanielonym uśmiechem oburącz przeczesywać jego włosy. Nagle pociągnęła i przycisnęła jego głowę do swoich rozstajów rozkoszy. Edward, tak przyciśnięty, zrazu stracił dech, ale szybko zrozumiał, czego się od niego oczekuje, i zaczął się popisywać zdolnościami językowymi. Natalie rozpoczynała swoje prywatne wniebowstąpienie, jej aksamitne wrota zaczął szturmować słodki cyklon namiętności. Falowała biustem i wyrabiała normę we wzdychaniu za cały kwartał.
Puściła Edwarda. Wyglądał na oszołomionego, oczy mu biegały. Próbował złapać powietrze i lekko się odsunąć, aby zyskać więcej miejsca. Natalie dopadła go i siłą ściągnęła z niego spodnie, jednocześnie piszcząc jego klatkę. Okazało się bowiem, że miała tajemną moc zdejmowania spodni jedną ręką. Wtedy zobaczyła jego wirylne membrum, długie i potężne jak autobus, i zaczęła ręcznie piastować, aby w kluczowym momencie ten autobus nie okazał się przegubowy. Potem odsunęła się i zalotnie łypnęła tęczówką.
Edward Patel pomyślał, że to jest ta dziewczyna, z którą pokonał tyle kilometrów i chronił ją przed tyloma zagrożeniami, w zasadzie to całkiem się z nią zżył, ale to jeszcze nie koniec kłopotów… Wskutek tych myśli w jego tłok wstąpiło zwątpienie, atoli widząc to, Natalie obdarzyła go gorącym i mokrym pocałunkiem i już po chwili giętki wąż Edwarda przepoczwarzył się nazad w rurociąg fizycznej przyjaźni.
Natalie przywarła do niego i zmusiła, aby pokrywał pocałunkami jej przepełnione wybujałą kobiecością sfery. Potem wystawiła zachęcająco dolny odcinek kręgosłupa. Edward pisnął z podniecenia i włożył tę swoją rzecz do tej jej rzeczy. Momentalnie wydała z siebie nosowy gwizd na znak zaskoczenia przemieszanego z ostro napływającą rozkoszą. Patel zaczął wykonywać ruchy posuwisto-zwrotne, najpierw powoli, jak żółw ociężale, a potem już na całego zajął się przepompowywaniem rozkoszy. Natalie wydawała odgłosy godne jaguara i jeździła z prześcieradłem w tę i nazad, gdy świstak Edwarda poszerzał granice jej intymnego poznania (a może i wrocławia).
Potem położyła się na plecach i szybko, żeby Edward się nie rozmyślił, przyciągła go k’sobie. Gdy poczuła na sobie ciężar Patela, ponownie zapłonęła żywym ogniem. Całując jego szyję, nakłoniła go, aby odpowiedział tym samym. W końcu Edward zanurzył się w jej słoninkę i ponownie zaczął piłować z taką energią i znawstwem, jakby całą „Kamasutrę” miał wykutą na blachę; Natalie zaś szeptała mu do ucha namiętne, a zarazem sprośne sformułowania. Swymi pchnięciami Edward wypychał z niej powietrze, w zamian napełniając czymś niewypowiedzianie przyjemnym. Penetrował ją z pasją zapalonego speleologa. Pościel była cała skotłowana, a oni oboje w tej bieli stworzyli razem wielkiego, różowego pasikonia w drgawkach.
        Natalie przechyliła się na bok i wyślizgnęła spod Edwarda, odpychając go lekko, aby uchronić przed dochodzeniem w trybie przyspieszonym. Przeciągła się kilkakrotnie, a gdy Edward z zaciekawieniem usiadł, ponownie zanurzyła swoje usta w jego, z rzadka szczypiąc wargami jego ucho. Następnie wzięła jego popędzel i zamknęła między swymi mlecznymi składnicami, a gdyby mogła, to całego Edwarda by nimi otoczyła.
Wreszcie spojrzała na jego monumentalną dywidendę i usiadła na nią centralnie, by owa napompowana grucha zmieściła się jak najgłębiej w jej halach uniesienia. Natalie zawzięcie odbijała się od Edwarda niczym w jakimś seksualnym ping-pongu, podskakując w górę i w dół wzdłuż pulsującego skowrona. W pewnym momencie narastającej ekstazy odwróciła głowę, spoglądając w lustro, i dostrzegła tam dziko wierzgającego zwierza o dwóch grzbietach, iże rytmicznie porykiwał na postrach i pohybel.
Edward wydawał się jak oszołomiony, tuląc się do tułowia Natalie i żarliwie całując jej obojczyki i barki. Jednocześnie pamiętał o tym, by jego dureń prezentował inicjatywę, potężnie podrzucając Natalie w górę. Miotała się na nim jak drzewo targane burzą, tyle że drzewo targane burzą nie stęka i nie wyje.
I nagle, w potężnie energetycznym skurczu, Edward wystrzelił ze swego pyńisa niczym z dubeltówki. Huk tego wystrzału, chociaż niesłyszalny ludzkim uchem, Natalie poczuła aż w przysadce, i zadał jej on prawdziwy le petit mort. Jej jestestwo zdawało się eksplodować wzdłuż kręgosłupa w górę. Jęczała w ultradźwiękach, aż miejscowe nietopyrze zaczęły się obijać o okna.
         Chwilę później Natalie ześlizgnęła się z Edwarda i ciężko opadła na poduszkę. Była tak szczęśliwa, że mogłaby teraz już umrzeć, ale tylko zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz