Natalie
była nieszczęśliwa. Wszystko ją denerwowało, nie mogła już wytrzymać. Nie
rozumiała, co się dzieje z Edwardem. W dalszym ciągu tego nie rozumiała.
Leżała
dwie godziny na łóżku, płacząc w poduszkę, a kiedy ta stała się cała mokra, po
prostu ją odwróciła i płakała dalej. Kiedy wreszcie wstała, już wiedziała, co
robić.
Edward
siedział z kolegami na dole i grał na sitarze. Natalie wykorzystała okazję i weszła
do jego pokoju. Zapaliła komputer i szybko przejrzała internety pod kątem
swoich planów. Potem wyjęła z szuflady biurka rewolwer Patela i 200 euro. Zanim
wyszła, dostrzegła stick oparty o ścianę. Bez namysłu wyrzuciła go przez okno. Niech
Edward wie, że uczuć Natalie nie powinno się lekceważyć.
Z
powrotem w sypialni Natalie kucnęła na chwilę i jeszcze raz przypomniała sobie
najsłodsze momenty spędzone z Edwardem. Potem założyła czarne sztruksy, miętową
bluzkę w dżonkile i szarą kurtkę z grubego materiału. Przyszedł czas…
Edward zmęczył
się graniem, odłożył sitar i postanowił dla odmiany poeksperymentować z
wykorzystaniem zielonej herbaty i płynu do higieny intymnej w wywoływaniu
zaawansowanych iluzji słuchowych. Wyniki badań notował dla potrzeb pracy
zaliczeniowej. Kalju zażerał orzeszki ziemne, słuchając Idziego Popa oraz zespołu
Ruja. Yoxall zaś próbował ustalić, co jest nie tak z telewizorem – od jakiegoś
czasu obraz nie pokrywał się z dźwiękiem. Nick chciał obejrzeć „Pulp Fiction”,
a tu podniecony głos prezentera telezakupów. Przestawił na „Family Guya”, a w
podkładzie aria z opery „Złoty kogucik”. Włączył na „My Little Pony”, a słychać
piosenkę „Nie oddamy wam Telewizji Trwam”. Owszem, to było ciekawe
doświadczenie, gdy na przykład patetyczny „Achilles Last Stand” Zeppelinów tworzył
ścieżkę dźwiękową programu ogrodniczego, ale na dłuższą metę nużyło. Ponieważ magiczne
metody naprawy telewizora były na razie słabo rozwinięte, Nick od dłuższej
chwili czujnie krążył wokół plaźmiaka z młotkiem i śrubokrętem.
Po
jakimś czasie Kalju zdecydował się zobaczyć, co słychać u Natalie. Ostatnio
była coś nieswoja, a Ed chyba powinien odpocząć… Laar bezszelestnie wbiegł na
górę, jak go nauczył pradziadek, agent Abwehry. Zajrzał do jej pokoju. Natalie
jednak nie dostrzegł. Zastał tylko otwarte okno i złożoną kartkę papieru na
łóżku. Natychmiast narobił hałasu.
Nick
z Edwardem wbiegli do pokoju. Patel podniósł kartkę i z ciężkim sercem
przeczytał:
Kochany Edwardzie!
Przykro Mi, ale tak musiało być. Więc wolałam, abyśmy się rozstali już
teraz, w razie gdyby w przyszłości Nam coś nie wyszło. Życzę Ci szczęścia, a Ja
teraz znajdę je w ramionach Doriana.
Twoja Natalie.
P.S. I przez całą Naszą znajomość nigdy nie dałeś Mi kwiatka.
Edward był w
szoku. Nie rozumiał, jak Natalie mogła tak nagle wykonać zwrot o 90 stopni.
Tymczasem Yoxall wyjrzał przez okno. Przebiegał obok niego piorunochron, wzdłuż
którego na tynku co jakiś czas odznaczały się ciemnoszare ślady od butów.
- No to po wokalu – stwierdził
Nick.
- Od razu mówiłem: baba w
zespole, zespół na dole – przyznał Laar z żalem. – Szkoda, że nie została
chociaż na Oktoberfest.
Wtem Nick i Kalju
usłyszeli łomot. To Edward padł bez czucia na podłogę.
***
Natalie
zjechała po piorunochronie z okna sypialni, a potem pobiegła przed siebie.
Wiedziała, dokąd się uda, ale nie bardzo kojarzyła, w którą to stronę. Dlatego
na razie biegła, gdzie oczy poniosą, a potem się zobaczy. Po jej policzkach
ściekały kaskady kryształowych łez. Gdyby jednak Edward i koledzy na to wpadli,
i tak nie mogliby jej ścigać po śladach tej przejrzystej strugi, bo grunt już
był wilgotny, łzy się nie odróżniały.
Wkrótce
poczuła, że zaczyna opadać z sił. Nogi ją bolały. Usiadła w rowie, by odpocząć
trochę. Nagle zobaczyła pięknego, czarnego konia pasącego się na nieopodalszej
łące. Podeszła do niego i wkrótce dosiadła. Spełniło się jej marzenie z czasów jeszcze
niedawnych, ale pozornie bardzo już zamierzchłych, odległych o tysiące
kilometrów – miała własnego konia! Najwyraźniej była jeźdźcem natchnionym,
którego talentu nikt dotąd nie umiał rozpoznać.
Teraz
Natalie mogła już naprawdę i na poważnie pogalopować w stronę, w którą wiodło
ją przeznaczenie. Pędziła przez górski kraj, przemykała przez schludne
miasteczka z winiarniami na peryferiach, przecinała pola uprawne…
Po
kilku godzinach zgłodniała. Zatrzymała się w zajeździe przy autobanie. Konia
przywiązała na trawniku, a sama weszła do środka. Była bardzo głodna, więc zamówiła
dużą porcję pierogów. Jadła je z głęboką refleksją, wpatrując się mechanicznie
w nabazgrane na ścianie przeciwległej stacji benzynowej graffiti: „Nikt nie
zbeszcześci Peina!” W jej głowie wszystko się kotłowało niczym buzujący
kapuśniak w ekscytacji oczekiwaniem tajemniczego losu, który czeka na nią,
gdzieś tam na końcu trasy. W tym kapuśniaku co jakiś czas błyskały zielone oczy
Doriana.
Po
obiedzie siadła na koń, ruszyła dalej. Natalie niestrudzenie galopowała w
kierunku zachodzącego słońca. Nie czuła zmęczenia: mroczna przyszłość czekała
na nią. Przecinając zbocze jakiegoś wzgórza, wmieszała się w stado około
siedemdziesięciu kóz, a potem popędziła dalej, wciąż dalej. Czuła się wolna,
czuła wiatr we włosach, a namiętny wzrok Doriana podświadomie wskazywał jej
drogę…
Już
po zmierzchu dojechała pod zamczysko Czarnego Hrabiego, gdzie miała spotkać
swego tyle wyczekiwanego Doriana. Zsiadła z koń, z podziwem kontemplując
monumentalną budowlę, szczerzącą się w niebo swymi wieżami, wieżyczkami,
attykami, iglicami, kalenicami, hełmami, pinaklami i wimpergami. Pewnym krokiem
podeszła do bramy.
Natalie
nie zauważyła, kiedy wokół niej pojawili się ochroniarze: wszyscy w czarnych
uniformach i czapkach z daszkiem. Przy pasach pałki, paralizatory i miotacze
gazu pieprzowego.
- Chcę się widzieć z Dorianem! –
krzyknęła do nich.
- Dla ciebie to jest pan Dorian
Ritter von und zu Lassaye-Bruchtal – odpowiedział ktoś łagodnym, lecz pewnym,
jak stalowa sztaba w pluszowym pokrowcu, głosem, z akcentem, od którego
przechodził dreszcz. Kierownik zmiany, prawie dwumetrowy, o bladej cerze,
uśmiechnął się, prezentując dłuższe od zwyczajnych kły. Na głowie miał, zamiast
bejsbolówki, czarny pilśniowy kapelusz z kogucimi piórami, a na piersi – plakietkę
z nazwiskiem „István Zbocsóny”.
- Co jest? – Natalie spojrzała na
niego z wyrzutem. – Mam sprawę do Doriana! Zaprowadźcie mnie do niego!
- Niestety, panienko, kawaler von
und zu Lassaye-Bruchal jest w tej chwili nieobecny – wampir-ochroniarz
najwyraźniej z niej kpił.
- Nie szkodzi, poczekam w środku –
Natalie ruszyła ku drzwiom. Zbocsóny zastąpił jej drogę.
- Pan hrabia nie lubi
nieproszonych gości – wyjaśnił. – Bardzo nie lubi.
- Wpuścicie mnie natychmiast! –
wysyczała Natalie i wyciągnęła rewolwer, mierząc w wampira.
Na
jego twarzy pojawił się wyraz wielkiego zaskoczenia.
- Ty… nie zamierzasz z tego
strzelać, prawda? – spytał niepewnie.
- Zamierzam! I strzelę, jak mnie
nie wpuścicie!
Ochroniarze
zaczęli niepewnie przestępować z nogi na nogę. Sytuacja chyba stawała się
napięta.
- Słuchaj no, dziewczyno –
powiedział Zbocsóny. – Może nie wyglądam, ale umiem się zdenerwować.
- Ja już się zdenerwowałam! Daję
ci dziesięć sekund, żebyś mnie wpuścił.
- Za dziesięć sekund twoja krew
będzie moja! – odpowiedział wampir.
Natalie wycelowała
między oczy. Szybkim, pewnym ruchem nacisnęła spust. Ach, gdybyż, biorąc rewolwer
Edwarda, zabrała przy okazji także i amunicję…
Odrzuciła
spluwę i sięgnęła do kieszeni po jakąś inną broń. Szukała, nie znalazła – i
żołnierz pobladnął. Bez namysłu lutnęła wampirowi z liścia w twarz.
Zbocsóny
wybuchnął tak niepowstrzymanym śmiechem, że zgiął się od niego wpół, a potem usiadł
na ziemi. Siedział tak z głową między kolanami, chichocząc opętańczo i trzęsąc
się jak galareta.
- Brać ją – rozkazał w końcu,
ciągle nie przestając rżeć.
Ochroniarze
sprawnie wykonali rozkaz i wzięli ją. Tymczasem Zbocsóny wyciągnął komórkę.
- Mam tu intruza – zameldował
swemu rozmówcy, z trudem powstrzymując śmiech. – Jakaś dziewczyna, podobno chce
się widzieć z paniczem Dorianem – opisał jej wygląd. – Aha, rozumiem.
Rozłączył
się i jeszcze raz spojrzał na Natalie z zaciekawieniem.
- Chłopaki, to jest gość
specjalny – powiedział. – Nie do lochu.
Zaprowadzili
ją więc do luksusowej łazienki i tam zamknęli, blokując drzwi od zewnątrz.
Natalie usiadła na brzegu wanny i zaczęła płakać, aż w końcu zasnęła.
***
Siedziała na
pozłacanej desce klozetowej i zastanawiała się nad swym losem. Nie wiedziała,
ile trzymają czasu tu już ją. Dzień? Dwa? Tydzień? Komórka jej wysiadła, więc
Natalie straciła poczucie czasu. Od czasu do czasu ktoś uchylał kratkę u dołu
drzwi i wsuwał czarkę budyniu, ale to i tak jej nic nie mówiło odnośnie upływu
czasu.
Przynajmniej na
standard nie mogła się skarżyć. Trzymali ją w łazience bardzo stylowej,
wyłożonej różowym marmurem w białe żyłki. Słuchawka prysznica miała kształt
smoczego pyska. Kurki od ciepłej wody były pozłacane, od zimnej posrebrzane, a
przepychacz i szczotka klozetowa miały trzonki z hebanu. Jeżeli wrzuciło się
ręczniki do wanny, można było się zdrzemnąć.
Pytanie tylko,
jak długo Natalie miała tu siedzieć? Miała nadzieję, że spotka Doriana, a tymczasem
ją uwięzili i jeszcze się z niej śmieją, chociaż, jako tej, która z nim była,
należy jej się szacunek… Siedziała tak, straciwszy poczucie czasu, gdy ciężkie
ołowiem znużenia sekundy i minuty nieznośnie zlewały się w jednolity, błyszczący
obelisk mijającego, a równocześnie stojącego czasu.
W którymś
momencie drzwi łazienki się otworzyły…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz