Minął
jakiś czas i Natalie doszła do kondycji, nie była uwięziona w łóżku. Co prawda
nie mogła już symulować, że upadła, żeby Edward odniósł ją z powrotem, ale za
to zaczęła z nim chodzić na spacery po urokliwej wiejskiej okolicy z widokiem
na Alpy. Trochę ją niepokoiło, że Patel cały czas rozglądał się na boki, ale
cóż…… w końcu krajobrazy były tak ładne. Kulminacyjny punkt owych spacerów
polegał na tym, że Natalie z tak zwanego nienacka rzucała się na Edwarda i
obdarowywała go długim a namiętnym całusem. Któregoś razu tak go zaskoczyła, że
razem upadli na trawkę. Musiała przyznać, że to było całkiem fajne.
Poza
tym oczywiście zajmowała się działalnością w zespole Krankschaft. Nawet Kalju
Laar musiał przyznać, że przyjęcie Natalie do zespołu było słusznym krokiem.
Szybko nauczyła się starego repertuaru i z entuzjazmem przystąpiła do pracy nad
nowym.
Zdążyli
już napisać nową piosenkę: „Bring On the Big Magma”, która brzmiała jak dzieło
kapeli weselnej z piekła. Głos Natalie jednocześnie był przepojony słodyczą i
ociekał perwersją, a Edward dodawał do niego demoniczne tło wokalne rodem z
mongolskich stepów. Toporny bit perkusji zaś miał swój kontrapunkt w
skomplikowanych podziałach szalejącej gitary i nisko bobrującego sticku. Doszli
do wniosku, że to właściwy kierunek rozwoju zespołu. Korzystając z aparatury
nagraniowej, Krankschaft zapisał już oficjalną wersję utworu, gotową do
wrzucenia do sieci. Było z tym dużo roboty, bo Nick, Edward i Kalju uwielbiali
wszelkiego rodzaju nakładki i dogrywki, lecz Natalie nie narzekała.
- Oby tak dalej – cieszył się
Patel. – Może wreszcie znajdziemy wytwórnię i podpiszemy kontrakt.
- Najlepiej, gdyby to było
Discipline Global Mobile – rozmarzył się Nick Yoxall.
- Ta, Discipline – Kalju spojrzał
na niego ironicznie. – Masz jakieś anachroniczne podejście. Nie wiesz, jak to
się dzisiaj robi? Sam se piszę, sam se gram, sam se płyty wydawam.
- Wydać to sobie możesz, i cały
nakład schować do walizki – Nick machnął ręką. – Ale na dystrybucję, a
zwłaszcza promocję, to już musisz mieć większy kapitał.
- Jaka promocja? – Laar od
niechcenia walnął w hi-hata. – Koncerty to najlepsza promocja!
Zespół
podjął więc decyzję o koncertach. Natalie była wręcz wniebowstąpiona, kiedy się
dowiedziała, że ma szansę zaśpiewać przed publicznością. Edward z Nickiem
podzwonili w różne miejsca i do wieczora zdążyli zorganizować występ za dwa dni
w Garmisch-Partenkirchen.
Przez
te dwa dni intensywnie się przygotowywali, ogrywając nową piosenkę i
przyzwyczajając Natalie do repertuaru. Ustalali też kolejność utworów i
schematy improwizacji. Pierwszego dnia Edward dostał wiadomość, że podnieśli mu
stypendium, bo akademia magów dostała granty od rządu Kanady.
- No widzisz – powiedział do
Yoxalla, który też miewał stypendium, ale niższy próg. – Jeszcze niedawno nie
starczało nawet na wyżywienie kota, a teraz dla szkół magicznych nie tylko
sypią się sponsorzy, ale i mamy wsparcie rządowe.
- Fakt – przyznał Nick. –
Okularnik i ryży wiele zrobili dla rozpropagowania edukacji magicznej w
świecie.
Edward
pokiwał głowa.
- Słyszałem, że ta ich kumpela
też podobno założyła jakiś band, i to całkiem niezły…
- Nie martw się, nawet one się
nie oprą potędze twojego sticku – wyrechotał Kalju.
- Nie bądź sprośny – skrzywił się
Patel.
W
wolnych chwilach chodzili na spacery albo grali w siatkówkę plażową na boisku
leżącym koło domu. Obejrzeli nagrodzony na wielu festiwalach film artystyczny
„Ass Driver” produkcji polsko-irańskiej, o poganiaczu osłów, który był bardzo
ubogi, ale miał wielki honor. Poza tym, kiedy Kalju z Nickiem grali po kablu w
Diabolo, a Natalie się malowała dla lepszego samopoczucia, Edward samodzielnie
upiekł przepyszne ciasto z brzoskwiniami i czekoladą.
Gdy
nadszedł właściwy dzień, zapakowali sprzęt do furgonetki i pojechali do
Garmisch-Partenkirchen na koncert w klubie „Lattengitterwatterkotter”.
Kalju,
jak to perkusista, postawił na luz: dżinsy i szara koszulka na ramiączkach.
Nick Yoxall miał na sobie tabaczkowe spodnie, kanarkową kamizelkę i białą
koszulę w czekoladowe kropki, z dużym żabotem. Edward był ubrany równie
wytwornie, jak Bhumibol Adulyadej. Natalie zaś na koncert założyła białą
sukienkę do kolan w duże różowe grochy, do tego białe buty na obcasach i różowa
opaska na włosach. Yoxall chciał, aby jeszcze do tego zrobiła sobie koka, ale
Edward mu to wyperswadował, twierdziąc, że jednak powinna zachować pewien rys
indywidualny.
Weszli
na scenę. Klub był pełen ludzi, chyba z siedemset osób. Natalie początkowo miała
tremę, ale potem spodobało jej się. Po drugiej piosence już zupełnie się
przełamała i była cała od skowronków.
Koncert
był bardzo udany. Zespół grał jak dobrze naoliwiony mechanizm. Kalju
bezlitośnie okładał swoje bębny i talerze, Yoxall przechodził z akordów i
riffów na solówki z równą łatwością, jakby miał cztery ręce, a Edward dla
odmiany zdawał się mieć dwa razy więcej palców, gdy dawał muzyce grupy gęsty
basowy fundament. Nowa wokalistka sprawdziła się zarówno w dynamicznych
utworach jak „The Tower of Passion”, jak i w balladach typu „Will We Come
Again?” Gdy zaśpiewała „Hot Jam Swimmin’”, koledzy Edwarda ostatecznie
uwierzyli, że jest jeszcze lepszą wokalistką od Billa. Po wykonaniu tego utworu
męska część publiczności (a także niektóre dziewczyny, choć same przed sobą się
do tego nie chciały przyznać) znalazła się w stanie erekcji. Bardzo gorąco
została też przyjęta nowa piosenka, „Bring On the Big Magma”.
Oprócz
utworów własnych zagrali też przeróbki cudzych: bebopową wersję „Enter
Sandman”, „Come As You Are” zaaranżowane w stylu bluesa chicagoskiego (dla
Natalie najtrudniejszy kawałek, bo musiała zaśpiewać znacznie niższym głosem)
oraz „Mein Teil”, w którym Nick, zamiast na gitarze, zagrał tym razem na
fujarce.
Zachowanie
Natalie było bardzo żywiołowe. Biegała z jednej strony sceny na drugą,
wyzywająco patrzyła w publiczność, momentami zalotnie łasiła się do Edwarda. W
przerwach między utworami nakłaniała publiczność do okrzyków. Kiedy zaś chłopcy
oddawali się wielominutowym solówkom, hasała po scenie niczym nazgul na
poprawinach.
Na
bis zagrali standard „Louie Louie”, w którym Natalie sięgnęła szczytów wokalnej
perwersji. Fani już nie wytrzymali, zaczęli namiętnie ryczeć i bombardować
scenę bokserkami.
Po koncercie
zespół nie mógł spokojnie odpocząć, bo publiczność przypuściła szturm na
garderobę. Edward, choć był już zmęczony, rzucił na drzwi magiczną blokadę i
zaklęcie wyciszające, aby nikt nie przeszkadzał Natalie w przetrawianiu nowego
doświadczenia.
W
tej sytuacji niewyżyci słuchacze zaczęli kopulować z krzesłami, stołami,
szafkami, barierkami, drzewami przed klubem, a niektórzy po prostu brali sprawy
we własne ręce. Budynek wypełniło chóralne dyszenie, z rzadka przerywane
bluzgami zszokowanych sprzątaczek.
- Gratulacje! – wykrzyknął Yoxall.
– Publika leży u twoich stóp!
- Ja bym powiedział, że nie u stóp, tylko u… - zaczął Kalju, ale Edward
spojrzał na niego groźnie i nie dokończył.
- To było coś wspaniałego! – powiedział Patel,
patrząc na Natalie. – Dajemy ten nowy kawałek do ajtunsów, żeby kasa sobie
powoli płynęła, a potem ruszamy na kolejne koncerty!
Natalie,
rozczesując włosy, uśmiechała się Edwardowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz