wtorek, 25 grudnia 2012

Odcinek 19 – Koncert

Dzisiejszy rozdział jest powiedzmy +15. Zaoczna dedykacja dla Margo.


      Minął jakiś czas i Natalie doszła do kondycji, nie była uwięziona w łóżku. Co prawda nie mogła już symulować, że upadła, żeby Edward odniósł ją z powrotem, ale za to zaczęła z nim chodzić na spacery po urokliwej wiejskiej okolicy z widokiem na Alpy. Trochę ją niepokoiło, że Patel cały czas rozglądał się na boki, ale cóż…… w końcu krajobrazy były tak ładne. Kulminacyjny punkt owych spacerów polegał na tym, że Natalie z tak zwanego nienacka rzucała się na Edwarda i obdarowywała go długim a namiętnym całusem. Któregoś razu tak go zaskoczyła, że razem upadli na trawkę. Musiała przyznać, że to było całkiem fajne.
      Poza tym oczywiście zajmowała się działalnością w zespole Krankschaft. Nawet Kalju Laar musiał przyznać, że przyjęcie Natalie do zespołu było słusznym krokiem. Szybko nauczyła się starego repertuaru i z entuzjazmem przystąpiła do pracy nad nowym.
      Zdążyli już napisać nową piosenkę: „Bring On the Big Magma”, która brzmiała jak dzieło kapeli weselnej z piekła. Głos Natalie jednocześnie był przepojony słodyczą i ociekał perwersją, a Edward dodawał do niego demoniczne tło wokalne rodem z mongolskich stepów. Toporny bit perkusji zaś miał swój kontrapunkt w skomplikowanych podziałach szalejącej gitary i nisko bobrującego sticku. Doszli do wniosku, że to właściwy kierunek rozwoju zespołu. Korzystając z aparatury nagraniowej, Krankschaft zapisał już oficjalną wersję utworu, gotową do wrzucenia do sieci. Było z tym dużo roboty, bo Nick, Edward i Kalju uwielbiali wszelkiego rodzaju nakładki i dogrywki, lecz Natalie nie narzekała.
- Oby tak dalej – cieszył się Patel. – Może wreszcie znajdziemy wytwórnię i podpiszemy kontrakt.
- Najlepiej, gdyby to było Discipline Global Mobile – rozmarzył się Nick Yoxall.
- Ta, Discipline – Kalju spojrzał na niego ironicznie. – Masz jakieś anachroniczne podejście. Nie wiesz, jak to się dzisiaj robi? Sam se piszę, sam se gram, sam se płyty wydawam.
- Wydać to sobie możesz, i cały nakład schować do walizki – Nick machnął ręką. – Ale na dystrybucję, a zwłaszcza promocję, to już musisz mieć większy kapitał.
- Jaka promocja? – Laar od niechcenia walnął w hi-hata. – Koncerty to najlepsza promocja!
      Zespół podjął więc decyzję o koncertach. Natalie była wręcz wniebowstąpiona, kiedy się dowiedziała, że ma szansę zaśpiewać przed publicznością. Edward z Nickiem podzwonili w różne miejsca i do wieczora zdążyli zorganizować występ za dwa dni w Garmisch-Partenkirchen.
      Przez te dwa dni intensywnie się przygotowywali, ogrywając nową piosenkę i przyzwyczajając Natalie do repertuaru. Ustalali też kolejność utworów i schematy improwizacji. Pierwszego dnia Edward dostał wiadomość, że podnieśli mu stypendium, bo akademia magów dostała granty od rządu Kanady.
- No widzisz – powiedział do Yoxalla, który też miewał stypendium, ale niższy próg. – Jeszcze niedawno nie starczało nawet na wyżywienie kota, a teraz dla szkół magicznych nie tylko sypią się sponsorzy, ale i mamy wsparcie rządowe.
- Fakt – przyznał Nick. – Okularnik i ryży wiele zrobili dla rozpropagowania edukacji magicznej w świecie.
      Edward pokiwał głowa.
- Słyszałem, że ta ich kumpela też podobno założyła jakiś band, i to całkiem niezły…
- Nie martw się, nawet one się nie oprą potędze twojego sticku – wyrechotał Kalju.
- Nie bądź sprośny – skrzywił się Patel.
        W wolnych chwilach chodzili na spacery albo grali w siatkówkę plażową na boisku leżącym koło domu. Obejrzeli nagrodzony na wielu festiwalach film artystyczny „Ass Driver” produkcji polsko-irańskiej, o poganiaczu osłów, który był bardzo ubogi, ale miał wielki honor. Poza tym, kiedy Kalju z Nickiem grali po kablu w Diabolo, a Natalie się malowała dla lepszego samopoczucia, Edward samodzielnie upiekł przepyszne ciasto z brzoskwiniami i czekoladą.
       Gdy nadszedł właściwy dzień, zapakowali sprzęt do furgonetki i pojechali do Garmisch-Partenkirchen na koncert w klubie „Lattengitterwatterkotter”.
       Kalju, jak to perkusista, postawił na luz: dżinsy i szara koszulka na ramiączkach. Nick Yoxall miał na sobie tabaczkowe spodnie, kanarkową kamizelkę i białą koszulę w czekoladowe kropki, z dużym żabotem. Edward był ubrany równie wytwornie, jak Bhumibol Adulyadej. Natalie zaś na koncert założyła białą sukienkę do kolan w duże różowe grochy, do tego białe buty na obcasach i różowa opaska na włosach. Yoxall chciał, aby jeszcze do tego zrobiła sobie koka, ale Edward mu to wyperswadował, twierdziąc, że jednak powinna zachować pewien rys indywidualny.
       Weszli na scenę. Klub był pełen ludzi, chyba z siedemset osób. Natalie początkowo miała tremę, ale potem spodobało jej się. Po drugiej piosence już zupełnie się przełamała i była cała od skowronków.
       Koncert był bardzo udany. Zespół grał jak dobrze naoliwiony mechanizm. Kalju bezlitośnie okładał swoje bębny i talerze, Yoxall przechodził z akordów i riffów na solówki z równą łatwością, jakby miał cztery ręce, a Edward dla odmiany zdawał się mieć dwa razy więcej palców, gdy dawał muzyce grupy gęsty basowy fundament. Nowa wokalistka sprawdziła się zarówno w dynamicznych utworach jak „The Tower of Passion”, jak i w balladach typu „Will We Come Again?” Gdy zaśpiewała „Hot Jam Swimmin’”, koledzy Edwarda ostatecznie uwierzyli, że jest jeszcze lepszą wokalistką od Billa. Po wykonaniu tego utworu męska część publiczności (a także niektóre dziewczyny, choć same przed sobą się do tego nie chciały przyznać) znalazła się w stanie erekcji. Bardzo gorąco została też przyjęta nowa piosenka, „Bring On the Big Magma”.
       Oprócz utworów własnych zagrali też przeróbki cudzych: bebopową wersję „Enter Sandman”, „Come As You Are” zaaranżowane w stylu bluesa chicagoskiego (dla Natalie najtrudniejszy kawałek, bo musiała zaśpiewać znacznie niższym głosem) oraz „Mein Teil”, w którym Nick, zamiast na gitarze, zagrał tym razem na fujarce.
       Zachowanie Natalie było bardzo żywiołowe. Biegała z jednej strony sceny na drugą, wyzywająco patrzyła w publiczność, momentami zalotnie łasiła się do Edwarda. W przerwach między utworami nakłaniała publiczność do okrzyków. Kiedy zaś chłopcy oddawali się wielominutowym solówkom, hasała po scenie niczym nazgul na poprawinach.
       Na bis zagrali standard „Louie Louie”, w którym Natalie sięgnęła szczytów wokalnej perwersji. Fani już nie wytrzymali, zaczęli namiętnie ryczeć i bombardować scenę bokserkami.
Po koncercie zespół nie mógł spokojnie odpocząć, bo publiczność przypuściła szturm na garderobę. Edward, choć był już zmęczony, rzucił na drzwi magiczną blokadę i zaklęcie wyciszające, aby nikt nie przeszkadzał Natalie w przetrawianiu nowego doświadczenia.
       W tej sytuacji niewyżyci słuchacze zaczęli kopulować z krzesłami, stołami, szafkami, barierkami, drzewami przed klubem, a niektórzy po prostu brali sprawy we własne ręce. Budynek wypełniło chóralne dyszenie, z rzadka przerywane bluzgami zszokowanych sprzątaczek.
  - Gratulacje! – wykrzyknął Yoxall. – Publika leży u twoich stóp!
  - Ja bym powiedział, że nie u stóp, tylko u… - zaczął Kalju, ale Edward spojrzał na niego groźnie i nie dokończył.
 - To było coś wspaniałego! – powiedział Patel, patrząc na Natalie. – Dajemy ten nowy kawałek do ajtunsów, żeby kasa sobie powoli płynęła, a potem ruszamy na kolejne koncerty!
       Natalie, rozczesując włosy, uśmiechała się Edwardowi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz