wtorek, 25 grudnia 2012

Odcinek 14 - Raport

        W parku panowała ciemność, przepełniona subtelnym szumem liści falujących na wieczornym wietrze. Dorian stał przy fantazyjnie wyrzeźbionej skale i spoglądał na księżyc w nowiu, ten sierp koszący senne marzenia ludzi. W ciemności czuł się najlepiej. Trudno się zresztą dziwić, zważywszy na to, kim był.
Wuj przysłał mu dziś zupełnie nieoczekiwany podarunek – poroże jelenia sika na ścianę. Robił sobie w salonie miejsce na kolekcję masek teatru nō, więc poroże, które mu się znudziło, oddał krewniakowi. Dorian spędził zatem sporo czasu zastanawiając się, gdzie ulokować te rogi. Dopiero po zmierzchu wypuścił się do parku na umówione spotkanie.
        Swoją drogą ciekawa sprawa z tymi jeleniami sika. Wujowi proponowano kiedyś, żeby trzymał je w parku wokół rezydencji, ale odmówił, twierdząc, że już miał w życiu wystarczająco dużo kontaktów z agresywnymi rogaczami. Mimo wszystko jelenie mogłyby mu się przydać. Wuj uważał się za wegetarianina, bo wysysał tylko zwierzęta roślinożerne.
Czuły wzrok Doriana dostrzegł ruch w ciemnościach. Żwirową alejką szła pewnym krokiem dziewczyna o blond włosach związanych w koński ogon, ubrana w dżinsowe szorty i pomarańczową pasiastą bluzkę na ramiączkach. Zupełne przeciwieństwo jego gustu. W jego typie była… no wiadomo, kto. Ta blondyna mogłaby Dorianowi posłużyć zaledwie za przekąskę. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie pójść za nią i się nie nażłopać, ale zrezygnował. Miał sprawę do załatwienia.
        Wuj Attila dbał o to, by w jego przedsiębiorstwie kwestię czerwonego pragnienia załatwiano w sposób cywilizowany. Ci pracownicy, którzy nie należeli do dzieci nocy (czyli większość), byli zachęcani do regularnego oddawania krwi. Biorąc pod uwagę, że w niektórych innych firmach dawano do zrozumienia, iż zakres obowiązków obejmuje pstrykanie się z szefem (a szefowie ci przeważnie nie dorównywali wujaszkowi ani optycznie, ani klasą, skoro musieli uciekać się do takich metod, żeby tylko coś skopulować), oddawanie krwi jeszcze nie było takie złe. A ci, którzy nie wyrażali zgody… cóż, oni co jakiś czas budzili się z trudnym do wyjaśnienia bólem szyi. Wprawdzie pełnomocnik do spraw jakości zaczął coś podejrzewać, ale Dorian dał mu skierowanie do lekarza zakładowego. Doktor odpowiednio wziął w łapę i bez problemu zapewnił pełnomocnika, że ból szyi jest skutkiem długotrwałego siedzenia przy biurku.
     W słabym świetle księżyca Dorian zauważył postać z kapturem na twarzy, która nadchodziła ścieżką. Osobnik ten podszedł, ukłonił się i zrzucił kaptur. Ukazało się ogorzałe, wąsate oblicze Stefcza Kałojanowa. Specjalny wysłannik Doriana dopiero co wrócił z misji, której celem było odnalezienie Natalie.
      Stefczo też był wampirem i lubił szpanować, że mieszkał w Transylwanii. Nie wspominał tylko, że jego pobyt w Transylwanii ograniczał się do jednych wakacji w Tîrgu Mureş, gdzie formalnie wypoczywał, a faktycznie handlował na bazarze. Wywiadowcą był jednak niezłym.
- Hydrofor powiedział, że chrzani taką robotę – relacjonował Kałojanow. – Już był blisko, kiedy nagle jak spod ziemi wyrósł jakiś magiczny i dał mu niezłe wciry.
- W sensie, że gej? – zdziwił się Dorian.
- Gdzie tam – Stefczo pokiwał przecząco głową. – Magiczny w sensie dosłownym. Biednego Hydrofora do tej pory noga boli, nawet nie może się schylać po niedopałki.
 - Ale co z nią? – Dorian był niecierpliwy.
 - Zniknęła – Kałojanow wzruszył ramionami. – Nie ma śladu, kompletne zaćmienie. Całe miasto się zastanawia. Wsiadła do jakiegoś auta i odjechała. Przepytałem jedną dziewczynę. Podobno parę dni wcześniej do szkoły przyszedł nowy uczeń, ta Foster próbowała z nim kręcić. Zniknął bez śladu, tak samo jak ona. Możliwe, że to ten sam magiczny. Pojechali na wschód.
       Wzrok Doriana pociemniał.
 - Mów dalej – polecił.
- Tamtą dziewczynę trochę sobie podsączyłem – przyznał Kałojanow niechętnie.
- Co takiego? W porządku, niech cała Pensylwania wie, że jej szukamy – rzucił ironicznie Dorian.
- Spokojna głowa – Stefczo podkręcił wąsa. – Zadbałem o to, żeby trafiła do psychiatryka.
       Dorian przytaknął. Jego współpracownik jednak znał się na rzeczy.
- Ale to nie wszystko – powiedział Kałojanow. – Dziewczynę śledzi ktoś jeszcze. Wiem dokładnie, że wypytywał o nią w Horton, a potem ruszył jej śladem. Kazałem Changowi i Hsu sprawdzić, co za jeden, i unieszkodliwić, ale od tej pory nie mam z nimi kontaktu.
 - Nikogo więcej nie wysyłałem – rzekł Dorian. – Wiesz coś więcej o tamtym?
       Stefczo Kałojanow pokręcił głową twierdząco.
 - Ta dziewczyna, którą pytałem, powiedziała, że miał straszne zęby.
 - Jeden z naszych? – Dorian uniósł brwi.
 - Raczej jeden z tamtych. Kto wie, dlaczego wszyscy paranormalni tak do niej ciągną.
      Dorian przestąpił z nogi na nogę, oparł się o rzeźbę. Miał nadzieję, że to nie za sprawą mocy, które jej zaszczepił, a które już teraz powinny się ujawniać.
  - Co radzisz? – zapytał.
  - Czekać – powiedział Stefczo. – Na razie mamy kompletne zero. Ani dziewczyny, ani jej gacha. O ile to jest gach. Hydrofor odmawia dalszej współpracy, zresztą jeśli o niego chodzi, to też szukaj wiatru w polu.
   - Dokąd, twoim zdaniem, mogliby uciekać?
   - Stany są ogromne, czyli może być ciężko. Jednak wszystkie moje obserwacje wskazują, że kierowali się na wschód.
   - Nowy Jork?
   - Jeśli chcą się wtopić w tłum, to NYC jest równie dobry, jak każde inne miasto – przyznał Kałojanow. – Mogli pojechać do Bostonu, Baltimore, Filadelfii… Uruchomię wywiad techniczny, a potem pomyślę, co jeszcze.
  - Dobrze – potwierdził Dorian. – Na razie jesteś wolny.
      Stefczo Kałojanow ponownie założył kaptur na twarz i odmaszerował w mrok, niknąc jak Murzyn wśród ciemnej nocy…
        Dorian zamyślił się. Już myślał, że Natalie jest w zasięgu jego ręki, a ona po prostu wymknęła się! I to jeszcze z facetem… Nie, Dorian Lassaye-Bruchtal nie może tego tak zostawić.
         Pamiętał chwile rozkoszy, które wspólnie przeżyli. Pamiętał też następny dzień, gdy wrócił do swego bunkra, ale nie zastał Natalie, jedynie rozwaloną cukiernicę i kaktus na podłodze. Rozstali się bez właściwego pożegnania, chociaż był pewien, że ona chciałaby z nim zostać. Dorian musiał sprzedać bunkier, w którego przystosowanie do warunków mieszkalnych włożył tyle sił i środków. To miejsce wywoływało u niego zbyt silne emocje… A teraz dowiaduje się, że Natalie być może ma już kogoś innego…
         Nie! Nie może być nikogo innego! Znajdzie Natalie i zdobędzie ją, a wtedy jego czerwona latarnia nieprzezwyciężalnej chuci zapłonie ponownie i zjednoczy się z jej czarnym ogniem we wszechspopielających płomieniach namiętności.
       Dorian lekkim spacerowym krokiem wyszedł z parku. Chmury zakryły księżyc i w parku panowała totalna ćma, ale on widział wszystko równie wyraźnie, jakby było już przed świtem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz