Czarny Hrabia
wrócił do swych komnat z cotygodniowego nocnego lotu balonem. Zdjął długi,
czarny płaszcz z kapturem i powiesił na wieszaku.
Był wampirem
starej daty, któremu światło słoneczne, mówiąc oględnie, nie służyło. Prowadził
zasadniczo nocny tryb życia. Kiedy już naprawdę zaistniała taka konieczność, że
musiał gdzieś iść za dnia, albo gdy wybywał na tak długo, że obawiał się, iż
nie wróci przed świtem, brał za sobą ten płaszcz, który chronił go przed
słońcem. Kaptur osłaniał całą twarz, więc zazwyczaj przed Czarnym Hrabią
kroczył służący, odgłosem podkutych obcasów wskazując kierunek.
Poza tym
płaszcz był po prostu gustowny, dlatego hrabia nieraz nosił go również i w
nocy, na przykład gdy wybierał się na podniebną wycieczkę. Lot balonem zawsze go
uspokajał. Teraz też pozwolił pozbyć się zdenerwowania związanego z poważnym
problemem kadrowym. Otóż w zamku Czarnego Hrabiego nagle zabrakło kucharki. Nie
to, że brakowało jej kwalifikacji, ale… Podkładanie zbioru wierszy Goethego z
1843 roku pod nogę od lodówki to nie było coś, co Czarny Hrabia puszczał
płazem. Wampiry z wyższych sfer uważały wypijanie całego człowieka na raz za
niekulturalne, ale w takich okolicznościach każdy by się zdenerwował.
Włączył sobie
Prokofiewa, zapalił papierosa „SerceGowina Fleur” i zasiadł do komputera, aby skontrolować
swój biznes. Z aprobatą zauważył, że kontrahent wywiązał się z umowy o dostawę
żeliwa.
Koncern
Czarnego Hrabiego był potężny, obejmował szereg firm handlowych, deweloperskich
i produkcyjnych. Oprócz tych flagowych przedsiębiorstw, generujących
niebotyczne zyski, do koncernu należały też mniejsze firmy. Był więc browar i
gorzelnia. Było kilka gospodarstw rybnych, z których jedno, „do zadań
specjalnych”, zajmowało się wyłącznie hodowlą chwastu rybnego, drobnych rybek
uważanych w tej branży za szkodniki, którymi specjalne grupy operacyjne
zarybiały stawy konkurencji. Hrabia miał kilka firm parabankowych: ich
prezesami były niczego nieświadome „słupy”, które w razie jakichkolwiek
problemów łatwo było „zniknąć”. Czerpał też dochody z paru biur podróży i
prywatnej uczelni, a nawet zarejestrował fałszywy związek wyznaniowy, aby
wykorzystywać ulgi podatkowe. Była również wytwórnia biżuterii dla młodych
przedstawicieli subkultury gotyckiej.
Mimo tak
zróżnicowanych interesów, Czarny Hrabia miał jeszcze czas na rozrywkę. Balonem
latał co tydzień. Wyszukiwał na aukcjach japońskie maski i kompletował swoją
kolekcję, a gdy starczyło czasu, zajmował się twórczością literacką.
Sponsorował filharmonię i nawet sprawował mecenat nad pewnym kompozytorem,
który właśnie przysłał mu maila, że prace nad operą „Sciambonurco” idą bez
problemów.
Po zapoznaniu
się ze sprawami biznesu, hrabia zajrzał na portal randkowy. Od dawnych czasów,
gdy w szkole średniej wyprawiał się ze swym ulubionym nauczycielem do
popularnego kopenhaskiego lupanarku, miał swój ulubiony typ kobiety. Użytkowniczki,
które do niego pasowały, stanowiły niewielki procent, ale już samo poszukiwanie
było ekscytujące. Właśnie się okazało, że dwie z nich odpowiedziały na jego
wiadomości. Czarny Hrabia uśmiechnął się na myśl o tym, co może wkrótce
nastąpić. Uwielbiał ich miny, kiedy się przekonywały, że ich pojęcie „ostrej
zabawy” różni się od tego, co on miał na myśli. Z rozmarzeniem obrzucił
wzrokiem leżący na kominku pilnik do drewna…
Przeglądał też
witryny związane ze swoimi zainteresowaniami. Wędrował od linku do linku.
Wreszcie dotarł na pewną stronę… i wpadł w nieopisaną wściekłość. Można by
rzec, że nagła krew go zalała, ale to wyrażenie niezbyt fortunnie brzmi w odniesieniu
do wampira.
Obrócił się na
krześle, aby nie widzieć tego, co przeczytał. Dłuższy czas wpatrywał się z
nienawiścią w wazon. Nie, Czarny Hrabia nie może tego zostawić. To się musi
spotkać z odpowiednią reakcją…
Wstał,
przeszedł się po pokoju. Jak to zrobić? Mimo całej swojej potęgi, jest w
zasadzie uwiązany. Interesy nie pozwalają mu na samodzielne załatwienie tej
sprawy, a wysłanie po prostu kogoś ze służby nie da mu należytej satysfakcji.
Chyba, żeby zlecić to komuś z klanu… Ale kto jest teraz wolny?
Czarny Hrabia
wpadł na pomysł. Oblubienica Doriana – jak jej było, Natalie? – mogłaby się tu przydać. Wprawdzie nie wiadomo,
gdzie się zapodziała, ale to nic. Dorian na pewno ją odszuka. W końcu tu chodzi
o jego honor.
***
Na dworze
padał deszcz, świat był skryty za mglistą kurtyną spadającej wody. W ciszy
swojego apartamentu Dorian siedział na sofie ze szkarłatnego weluru, przy
stoliku z drewna wenge, na którym stał bukiet świeżych chryzantem. Czytał
pierwsze wydanie zaginionej powieści Jane Austen „Kulturalna i kulturystka”.
Zamknął
tęczówki w zamyśleniu. Dlaczego ten jeden raz, kiedy poznał dziewczynę, do
której poczuł nieporównywalną z niczym namiętność, w żaden sposób nie może jej
znaleźć? Na dodatek stracił tylu podwładnych… Chang i Hsu zniknęli bez śladu,
Hydrofor uciekł, a teraz w dodatku ktoś załatwił w Nowym Jorku Violettę, kiedy
była już na tropie… Cóż, nie była wampirzycą, ale i tak szkoda, miała
kompetencje… Dorian podejrzewał tego faceta, z którym Natalie uciekła. Groźny
przeciwnik, rozprawa z nim może być niełatwa.
Ale musi
zwyciężyć. Natalie będzie jego. A co do obaw, czy na pewno będzie go chciała…
Przez całe jego życie tylko raz, parę lat temu, się zdarzyło, żeby kobieta mu
odmówiła. Odrzuciła jego względy, wolała pozostać wierna swojemu niewydarzonemu
partnerowi. Cóż, skoro Dorianowi nie udało się jej posiąść, to przynajmniej
posiadł jej krew… Ale z Natalie jest inna sytuacja. To nie będzie przelotny
związek, ona musi zostać dzieckiem nocy i wejść do klanu…
Wstał, odłożył
książkę i zasiadł do hebanowego biurka. Kreślił kolejny jej portret, z pamięci,
a częściowo z własnej fantazji. Z plątaniny linii wyłaniała się Natalie –
potężna, niebezpieczna, taka, jaka będzie, kiedy wreszcie stanie u jego boku.
Nagle
zadzwonił telefon. Dorian odebrał, porozmawiał chwilę. Nie tylko on już się nie
mógł doczekać Natalie. Ale co zrobić, kiedy na dobrą sprawę nie wiadomo, gdzie
ona jest?
Jeden z kumpli
wujaszka zwykł mawiać, że jeśli człowiek bardzo chce coś osiągnąć, to cały
wszechświat mu pomaga. Dorian wstał od biurka, włączył odpowiednią muzykę i
zajął się intensywnym chceniem. Niech wreszcie wszechświat ruszy swój pradawny
glutaeus i weźmie się do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz