Natalie wpadła
do mieszkania po kostium. Amy nie chciała pożyczyć swojego, więc Natalie musiała
wygrzebać coś z czeluści szafy swej. Było to bikini w białe, czerwone i zielone
pasy, z białą lamówką. Na to ubrała białą bluzkę z dziadziny na ramiączkach i
dżinsową psódnicę, a potem wreszcie poszła na plażę.
Idąc przez
park prowadzący do plaży, zapatrzyła się na błękitne niebo, gdzie widać było
tylko pojedyncze obłoczki. Na pewno nie będzie deszczu. Tak się gapiła w górę,
że nie zauważyła, kiedy na kogoś wpadła.
- Cześć, Natalie – powiedział
Edward Patel. Był ubrany tak samo jak w szkole, ale przez upał zdjął żakiet i
trzymał przerzucony przez ramię.
Natalie
przybrała swój najbardziej oczarowujący uśmiech, który całymi godzinami ćwiczyła
w łazience.
- Idę na plażę – powiedziała. – Nie pójdziesz ze mną?
- Chętnie bym poszedł, ale mam ważne sprawy – też się uśmiechnął i
Natalie aż dech zaparło. Widziała, że za krótko ćwiczyła, aby mu dorównać. –
Ale widziałem plażę, ciekawe miejsce. Na pewno bedę często wpadał.
- Teraz byś mi potowarzyszył – kusiła Natalie. – Zobaczysz mnie w
kostiumie, nie chcesz?
- Z przyjemnością innym razem – powiedział. – Ale muszę odebrać auto z
warsztatu.
- To może chociaż odprowadzisz mnie wieczorem do domu? Jak od koleżanki
wracać będę.
- Zobaczymy – powiedział Edward. – Nie wiem, ile mi w tym warsztacie
zejdzie.
Mimo
wszystko Natalie poszła na plażę sama. Tam już czekały jej koleżanki: Victoria,
Sandy i Vanessa. Miały ze sobą koc, więc Natalie rozebrała się do kostiumu.
Stała nad brzegiem, rozkoszowała się wiatrem przeczesującym jej włosy i myślą o
tym, jak wspaniałą ma figurę. Tymczasem Vanessa była w ciemnofioletowym bikini
z falbanką, a Victoria w żółtych bodach. Sandy miała czarne bikini, ale latała
po plaży owinięta do pasa ręcznikiem i ciągle wołała, „Natalie, ścigamy się na
1500?” Łatwo jej mówić, skoro była w szkolnej drużynie pływackiej i zamierzała
zdobyć medal.
Natalie
chodziła po plaży, wykręcała piruety na piasku, brodziła w wodzie i swobodnie
częstowała się przekąskami przyniesionymi przez koleżanki. Przez cały czas
patrzyła w stronę parku z nadzieją, że Edward jednak się rozmyśli, przyjdzie i
ją zobaczy. W końcu dała się namówić koleżankom na wejście do wody. Sandy już
pruła jak rekin kilkanaście metrów od brzegu i dalej się chciała ścigać na
1500. Natalie weszła i okazało się, że woda zimna, więc wchodziła bardzo
powoli. Vanessa proponowała jej, żeby zanurzyła się, aż po szyję, ale Natalie
nie chciała. Chyba, żeby nadszedł Edward. Naonczas mogłaby się nawet schować
cała pod wodą i wyskoczyć, czyniąc mu niespodziankę.
Stała
we wodzie, patrząc na horyzont, i nagle przed oczyma stanął jej w całej
okazałości Dorian z tymi swoimi głębokimi zielonymi oczami i skromnym uśmiechem.
Zakręciło się jej w głowie i nagle poczuła, że ktoś ją łapie na nogę. Następnym,
co poczuła, była woda w jej oczach i ustach. Zaczęła bezładnie bić rękami.
Poczuła
że ktoś ją trzyma. Myślała, że to Dorian, ale kiedy się odwróciła, okazało się,
że jednak Sandy. Podtrzymywała ją delikatnie, acz mocno za lewy bark i spoglądała
zaniepokojona w jej oczy. Natalie ciężko chwytała powietrze, serce biło jej
mocniej.
- Ale się wystraszyłam, Natalie – powiedziała Sandy – Wszystko z tobą w
porządku?
Natalie
wyrwała się ji z rąk, ale była słaba i zatoczyła się w wodzie.
- Dlaczego mnie złapałaś za nogę? – zdenerwowała się. – Myślałam, że
zawału dostanę!
- Za nogę? – obraziła się Sandy. – A w życiu! Byłam z dziewczynami na
brzegu i zobaczyłam, że upadłaś. Przyleciałam najszybciej, jak mogłam.
- Dzięki, sama bym sobie poradziła – Natalie w przypływie manifestu odwróciła
się i poszła do brzegu.
Tam
się porządnie wysuszyła. Posiedziała jeszcze chwilę z koleżankami, a potem
rozeszły się każda w swoją stronę. Natalie jeszcze została, aby powyobrażać
sobie, jak Edward przychodzi i spotyka ją samą na plaży. Nie przyszedł, więc
zaczęła wracać.
W
parku było zielono. Szła z ciężkim sercem, ale w dobrym nastroju. Na jednej z
ławek siedział jakiś dziad-żebrak. Miał on długie, rozczochrane włosy, długą brodę,
długi brązowy płaszcz, który patrzył na nią naprawdę obleśnie. I w ogóle
wszystko miał długie. Wyglądał na pijanego i glut spływał mu z nosa, więc
udawała, że go nie widzi. Ale w momencie, kiedy przechodziła obok ławki, bomż
wstał i zagrodził jej drogę.
- Pójdziesz ze mną – powiedział rzężącym głosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz